szalona dylatacja


A oto jedna z najbardziej zdumiewających rzeczy, jakie udało mi się spotkać na budowie.
To poprzeczna dylatacja sześciopiętrowego budynku, ktora prowadzona z jednej i z drugiej strony budynku "minęła się" w połowie szerokości budynku i obie połowy urwały się w środku nieco dalej. Dopiero na dachu sprawa wyszła na jaw, gdy wybudowano drewniane krawężniki i skonfundowani dekarze zaczęli się zastanawiali jak do cholery odprowadzić wodę z tego kawałka połaci pomiędzy dylatacjami. Wentylatory okazały się blokować z obu stron. Znaleziono ogółem dwie takie dziwaczne "mijanki" na tym dachu. Prawdziwy szok przeżyłem, gdy skonsultowałem rysunki i odkryłem, że właśnie tak to zostało zaprojektowane. Dylatacja pozostawia pojedynczą płytę stropową pośrodku luźną.

Poniżej zamieszczam zdjęcie zrobione piętro niżej. Nikt nie przejmował się dylatacjami prowadząc ścianki wewnętrzne, które mostkują obie dylatacje. Ewentualne ruchy w obrębie dylatacji mogą spowodować upadek płyty stropowej, która opiera się na poprzecznych blaszanych ściankach.

Widok ogólny dachu.